wtorek, 28 września 2010

~ Rozgrzejmy się na jesień ~

Moi kochani ogłaszam wszem i wobec, że lato nam się skończyło. Zarówno to oficjalne, jak i to sezonowe. Świadczy o tym nie tylko data w kalendarzu, czy deszcz za oknem, ale także fakt, że z dnia na dzień robi się coraz zimniej, a grzejniki w mieszkaniach ciągle lodowate. W takich właśnie momentach na ratunek wszystkim zmarzlakom przychodzą zupy.

Byśmy mogli przetrwać te pierwsze tygodnie jesieni i trochę przyzwyczaić do nadciągających zmian pogodowych - nadal rozgrzane słońcem - organizmy, proponuję wszystkim pójść w moje ślady. Czyli…
Od jakiegoś czasu staram się, co kilka dni, przygotować jakąś zupę (na mięsnym bulionie albo na kostce rosołowej), do której potem wrzucam dowolne warzywa - ziemniaki, marchewkę, cukinię, pomidory, groszek, pory, kalafior lub fasolkę. Następnie gotową zupę miksuję na krem. No i teraz czas na sztuczki.

Takiej potrawy wystarcza nam z P. na jakieś 3 dni. No chyba że przychodzą goście i wtedy nam nie wystarcza :) W każdym bądź razie w zależności od nastroju lub pogody, a być może jednocześnie, od obydwu czynników, przygotowujemy sobie do kremu cały bufet dodatków. Mogą to być: prażone pestki, kiełki, grzanki, kluseczki, wędzony ser, kawałki ryby, szynki bądź boczku, pesto, groszek ptysiowy oraz wiele wiele innych nadających się do tego rarytasów. Dzięki temu uzyskujemy danie mniej lub bardziej sycące, zawsze ciepłe i pożywne (co dobrze wpływa na żołądek), a co najważniejsze, za każdym razem inne. A więc baza plus dowolne dodatki.


W tym tygodniu polecam krem z pora z parmezanowymi kluseczkami…
Zupa krem:
- 4 pory (białe części)
- ½ cebuli
- 2 ząbki czosnku
- 1,5l bulionu warzywnego (użyłam kostki)
- sól, pieprz
Pory i cebulę drobno posiekałam i poddusiłam na 2 łyżkach oliwy z oliwek. Trzeba uważać by składniki się nie przypaliły, bo inaczej zupa nie będzie miała zielono złocistego koloru. Pod koniec smażenia dodałam pokrojony w plasterki czosnek. Do wcześniej przygotowanego garnka z bulionem wrzuciłam podduszone warzywa, doprawiłam do smaku przyprawami. Podgotowałam około 15 minut, by wszystkie składniki się połączyły. Gotową i lekko ostudzoną zupę zmiksowałam w blenderze.


Kluseczki:
- 100g mąki tortowej
- 100g tartego parmezanu
- 1 jajko
- ciepła woda
- sól, bazylia, oregano
Wymieszałam wszystkie składniki za wyjątkiem wody, którą dodawałam stopniowo aż do uzyskania odpowiedniej konsystencji ciasta. Ugniecione ciasto podzieliłam na dwie części i obydwie „zrolowałam” w rurki o średnicy ok. 1,5cm, następnie pokroiłam je na małe kawałeczki, które wrzuciłam do gotującej się wody z odrobiną oliwy z oliwek i solą. Czas gotowanie ok. 4-6min. Smacznego!



Oczywiście nie mogłyśmy się oprzeć większej ilości dodatków :)

sobota, 18 września 2010

~ Muffiny, babeczki, cupcake'i ~


Do robienia wypieków zawsze podchodzę z dystansem. Lata prób stworzenia czegoś z mąki, jaj, mleka oraz (o zgrozo!) drożdży, udowodniły mi, że im mniej piekę tym lepiej. Jednak w dzisiejszych czasach naprawdę trzeba mocno się postarać, żeby coś zepsuć, bo nawet mając dwie lewe ręce można przygotować ciasto o tak dziwnej nazwie i strukturze jak „kopiec kreta”.


Tak czy inaczej, mimo tego że preferuję potrawy wytrawne od słodkich, widząc wciąż rosnącą popularność wszelkiego rodzaju muffinów i babeczek zarzuciłam postanowienie „w tym miesiącu już nie kupię nic więcej na allegro” i zamówiłam kilka „zabawek” (sama nie wiem czy w cudzysłów powinnam wziąć kilka czy zabawek :P, tak wiem jestem uzależniona) No a kiedy już przyszły… to od tamtego czasu na mieście słuch o mnie zaginął…


Wszyscy dekorują tzw. cupcake’i różnego rodzaju polewami, wzorami, literami, kolorami i przyznam szczerze, że to jest wciągająco-uzależniające, bo naprawdę efekt końcowy może zwalić niektórych z krzesła. Oczywiście mi się to jeszcze nie udało, ale może kiedyś ten dzień nastąpi. Jednak zanim osiągnę mistrzostwo w dekorowaniu, postanowiłam pokombinować trochę przy wypełnianiu. I właśnie taką zabawę polecam wszystkim początkującym.


Dlaczego? Ponieważ nigdy Wam się to nie znudzi. Możecie wkładać do środka swoje ulubione cukierki, orzechy, wafelki, dżemy, budynie… dzięki temu wszystkie babeczki są niepowtarzalne, każda z nich ma swój indywidualny charakter. Nie musicie też martwić się wyglądem, przecież i tak nikt go nie zobaczy, może jedynie poczuć ten unikalny smak…

A oto moje propozycje:

Jogurtowe muffiny nadziewane dżemem jagodowym domowej roboty
Jogurtowe muffiny z lindorami o smaku praliny i ciemnej czekolady
Jogurtowe muffiny ze snickersem
Czekoladowe muffiny z raffaello



Czekoladowe muffiny z lindorami z białej czekolady


Czekoladowe muffiny ze snickersem



Jak widzicie możecie użyć każdego rodzaju słodkości, jaką tylko wyobrazi sobie Wasz wewnętrzny łakomczuch!

Wykonanie proste, bo z gotowego proszku. Ja korzystałam z gotowca firmy Dr.Oetker’a.
Jak zrobić?
- Kupcie gotową mieszankę do wypieku muf finów oraz pozostałe potrzebne składniki podane na opakowaniu.
- Przypomnijcie sobie jakie słodycze lubicie najbardziej.
- Wyróbcie ciasto.

czekoladowe...


jogurtowe...


- Do papilotek, które też są w opakowaniu powkładajcie ulubione cukierki.


- Zalejcie ciastem. Wstawcie do piekarnika, a potem dajcie się zaskoczyć tym co znajdziecie w środku.
Bon appetit!




[fot. Aleksander Byglewski, czyli braciszek mój kochany]

poniedziałek, 13 września 2010

~ Brzoskwinie inaczej ~


Są kucharze, których programy kulinarne oglądam jak trzylatka bajki o księżniczkach, konikach i wielkiej miłości. I nie mówię tu o szefach kuchni prezentujących wymyślne dania czy też skomplikowane dekoracje. Bardziej fascynują mnie ludzie z pomysłami na proste potrawy, pełne idealnie skomponowanych smaków i kolorów. Nieskomplikowane, a czasem wręcz oczywiste. Dające się przygotować w domowych warunkach. Dziś podzielę się z Wami moim nowym guru, w którego przepisach zakochałam się od pierwszego obejrzenia. Drodzy czytelnicy oto Mark Bittman!


Podczas kolejnej godziny zgłębiania wiedzy na temat jego kulinarnych dokonań, natrafiłam na dobrze zapowiadającą się sałatkę z brzoskwiniami i awokado. Naprawdę warta spróbowania, o czym świadczy akceptacja tego dania przez moją przyjaciółkę, która nie przypada za: a) owocami w sałatkach, b) awokado i c) pietruszką. Jednym słowem jest to prawdziwy dowód na to jakim Bittman jest pięknym księciem, to znaczy doskonałym kucharzem. Enjoy!


Na 2 osoby:
- 2 żółte pomidory
- 1 duży czerwony pomidor
- 1 brzoskwinia
- 1 awokado
- 1 czerwona cebula
- 50g fety
- natka pietruszki
- sól i świeżo zmielony czarny pieprz



Wszystkie owoce i warzywa pokroiłam w półksiężyce, dodałam ser, posiekaną natkę pietruszki i doprawiłam solą i pieprzem. Do tego dania Mark proponuje klasyczny vinegrette z oliwy z oliwek i soku z cytryny. Ja jednak, jako wielka wielbicielka kuchennych zabaw, wszelkiego rodzaju mieszania i miksowania, postanowiłam wypróbować czegoś innego. A dokładniej jest to kompozycja:


Oliwy z oliwek, octu balsamicznego (w stosunku 3:1), czosnku (ząbek), (po łyżeczce) musztardy, miodu, soku z cytryny oraz sosu sojowego.


Oczywiście jako że każdy ma inne podniebienie, najważniejsze jest by nie trzymać się ściśle określonych proporcji i po prostu w trakcie robienia dodawać stopniowo poszczególne składniki według własnych upodobań. Jednak ważne, by skomponowany przez Was dressing miał wyraźny smak.
Na koniec warte obejrzenia wariacje na temat sałatkowych sosów Marka.

piątek, 3 września 2010

~ Milk & cookies ~

A kto powiedział, że śniadanie zawsze musi być zdrowe i pełne witamin?


Każdy z nas od czasu do czasu zasługuje na odrobinę szaleństwa! Dlaczego więc nie zacząć z poranka od wypicia szklanki mleka z czeko…czeko…czekoladowymi ciastkami… mniam!


Przygotowania wyglądały tak, jak na tym filmie, oprócz tego, że zamiast dwóch rodzajów cukru użyłam tylko cukru pudru oraz by cookies’y były jeszcze bardziej czekoladowe, do ciasta dodałam łyżeczkę kakao i rozpuszczoną w kąpieli wodnej tabliczkę mlecznej i ½ tabliczki gorzkiej czekolady.
Ah i niespodzianka na koniec! Żeby ciastka miały „piegi” możecie dodać pokruszoną tabliczkę białej czekolady (zamiast czekoladowych groszków jak w przepisie)…

środa, 1 września 2010

~ Rukola, figi i kozi ser ~

Jak tak dalej pójdzie, to będę musiała kupić sobie karnet na basen.

Zauważyłam niedawno, że gdy pływam (a ostatnio zdarza mi się to dość często), bardzo dużo rozmyślam, oczywiście głównie o jedzeniu :) Podobnie było dzisiaj, mijając kolejną postać w czepku i okularkach pomyślałam… rukola … figi … kozi ser… zresztą co ja tu będę się rozpisywać, sami zobaczcie!


Sałatka z figami i kozim serem:
- rukola
- świeże figi
- twarogowy ser kozi np. firmy Chavroux
- prażone pestki dyni
- sos miodowo-musztardowy (6łyżek oliwy z oliwek, 2 łyżki soku z cytryny, łyżeczka musztardy delikatesowej, łyżeczka miodu, sól i pieprz – wszystko zmiksujcie i ewentualnie dodajcie do smaku większą ilość jakiegoś składnika)



Umytą rukolę wymieszałam z sosem i wyłożyłam na talerz,


następnie pokroiłam figę na 6 części, łyżeczką nałożyłam kozi ser, posypałam wszystko prażonymi pestkami i na koniec jeszcze trochę skropiłam sosem.




Nie wiem, czy lubicie owoce w sałatkach, kozi ser lub rukolę i naprawdę nie mam zamiaru Was do czegokolwiek przekonywać. Ale uwierzcie mi, że ta zaskakująca kompozycja i nietuzinkowa mieszanka smaków – umiarkowanie słodki, intensywnie słony, lekko gorzki - poszczególnych składników, może wywołać ciarki na plecach nawet u najbardziej odpornych osób. Zachwycające!


Żebyście nie myśleli, że my tu jemy samą sałatę...

Kotleciki:
- 300 g mielonego mięsa z indyka
- ½ cebuli
- 1 jajko
- 2 łyżeczki musztardy francuskiej
- koperek, cienki szczypiorek
- sól i pieprz


Wszystkie składniki wymieszajcie w misce, uformujcie burgery i usmażcie na teflonowej patelni (bez tłuszczu).




Smacznego!